Polski adwent był mocno określany nie tylko przez naukę Kościoła, ale także przez warunki naturalne, zwłaszcza surowy klimat i polską kulturę. Powiem więcej, wszystkie te czynniki ze sobą współdziałały tak mocno, że stworzyły niezwykłą jakość religijną i kulturową. Zimy dawniej były bardzo surowe. Klimat, niezakłócany przez działalność człowieka, był zdecydowany, pory roku wyraźnie oddzielone. W grudniu panowały zima, mróz, śnieg i ciemności. Nie znano prądu elektrycznego, a długa noc zimowa zapadała szybko, ludzie więc musieli się chronić, często mieszkali w bardzo ubogich chatach wiejskich, gdzie było ciepło od jednego obszernego pieca i jasno od świecy czy innej lampy w jednej izbie. Inaczej wtedy czuło się wspólnotę ludzką i opiekę Bożą. Ciemności panujące w Adwencie dobrze korespondowały z tymi, które ogarnęły ludzkość po grzechu Adama. Tym mocniej można było wołać: Przyjdź, Boże!
Aby przetrwać zimę, człowiek musiał być we wspólnocie. Polska była przez długie wieki krajem rustykalnym, i ogromna część ludności mieszkała na wsi. W listopadzie zakończono ostatnie prace polne. W grudniu przy najkrótszym dniu w roku cały czas krzątano się, pracując w zagrodzie. Mężczyźni młócili cepami zboże, naprawiali sprzęty gospodarskie, kobiety przędły, skubały pierze, szyły, gotowały, pilnowały dzieci, piekły chleb, podkładały do pieca, zajmowały się obrządkiem. Jednak przy tylu obowiązkach ludzie czuli i demonstrowali, że jest to okres specjalny, sakralny, naznaczony myśleniem o Bogu. Tak, myśleniem o Bogu, bo w czasie żniw czy innych letnich robót inaczej się o Nim myślało aniżeli w Adwencie.
Adwent był czasem zakazanym, Kościół surowo nakazywał w jednym z pięciu przykazań kościelnych: W czasach zakazanych wesel i zabaw hucznych nie urządzać. A zatem milkły wszelkie muzyki, zabawy, wesołość nadmierna. Skupiano się na pracy, modlitwie i poście. Poszczono – mimo pojesiennej obfitości jedzenia – trzy dni w tygodniu: w środę (bo jest Środa Popielcowa), w piątek (na pamiątkę śmierci Jezusa) i w sobotę (na cześć Matki Bożej). Dla starszych osób post oznaczał post ścisły – właśnie taki, z którym mamy dziś kłopoty w Wielki Piątek. Dosłownie widać było sakralny charakter tego czasu. Srogie a pobożne babcie przypominały nieustannie dzieciom i innym domownikom o ważności tego okresu. Babcie też budziły dzieci i szły z nimi rano na roraty. Ta poranna Msza święta była niezwykłym przeżyciem dla wszystkich. Najpierw droga do kościoła, zima, mróz, ciemność, a jeśli była pogoda to bardzo rozgwieżdżone niebo, a na nim Jutrzenka, najjaśniejsza, symbolizująca Maryję, zapowiadającą wschód światła Odwiecznego, Słońca – Jezusa. I kolejno, same roraty; kościół pozostawał w półmroku, tu i ówdzie chybotliwe światło świec, kapłan przy ołtarzu sprawujący Najświętszą Ofiarę po łacinie. Nie zapomnę przedsoborowej liturgii i wołanie kapłana; rorate coeli! A po wyjściu z kościoła robił się dzień. Potem wszyscy szli do domu, był barszcz z ziemniakami i wszyscy się rozchodzili do swoich obowiązków. Przez cały Adwent aż do Wigilii zachowywano wielką powagę, nie wolno było wcześniej ubrać choinki czy przywiesić u powały świątecznego pająka. Nie wolno też było wcześniej zaśpiewać kolędy. Tym radośniej i mocniej zabrzmiały one na pasterce.
Kultura polska stworzyła piękne poetycko, głębokie religijne i po prostu mądre pieśni śpiewane w tym czasie, nazywamy je pieśniami adwentowymi. O ich ważności świadczy fakt, ze były i nadal są powszechnie znane mimo tak krótkiego w skali roku liturgicznego ich śpiewu. Najwięcej pieśni adwentowych podaje Śpiewnik kościelny ks. Jana Siedleckiego. Dzielę te pieśni na trzy grupy, grupa pierwsza to pieśni typu rorate. Wołamy w nich za prorokiem ze Starego Testamentu: Niebiosa, spuśćcie Zbawiciela!. Utwory te wyrażają i żarliwe czekanie, i ogromną tęsknotę za Tym, Który ma przyjść od Boga i odmienić nasze bycie w czasie, czyli za Zbawicielem. Do tego kręgu zaliczam takie tekst, jak: Boże wieczny, Boże żywy; Hejnał wszyscy zaśpiewajmy: Niebiosa rosę spuśćcie nam z góry: Niebiosa rosę ślijcie: Spuśćcie nam na ziemskie niwy. Grupa druga to pieśni ku czci „adwentowej” Maryi. Opiewają jej Zwiastowanie i najważniejszą zgodę człowieka na plany Boże, najwspanialsze w dziejach ludzkości fiat. Tu najbardziej znaną pieśnią jest Archanioł Boży Gabryjel; i kolejno: Gwiazdo morza głębokiego; Matko Odkupiciela; Oto Panna pocznie i porodzi Syna; Po upadku człowieka grzesznego; Zdrowaś bądź, Maryja. Wreszcie – bardzo nośny – krąg trzeci zawiera bardzo głębokie teologicznie pieśni określane przeze mnie jako typ Przyjdź! Zwracamy się w nich do Boga, jako śpiewająca wspólnota modlitewna, aby nie zwlekał i szybko przyszedł na Ziemię. Na pierwszym miejscu muszę wymienić – według mnie – najpiękniejsze, najbardziej żarliwe w tęsknocie, tłumaczenia wielkich antyfon: Mądrości, która z ust Bożych wypływasz- przybądź; O Adonai! Wodzu Izraela – przybądź; Korzeniu Jesse – przybądź; Kuczu Dawidów! Izraela Boże – przybądź; O Wschodzie ranny! Światło wiekuiste – przybądź; Królu narodów! – przybądź; Emmanuelu! Królu! Prawodawco – przybądź. Dalej mamy nowsze utwory: Przyjdź, Panie Jezu; Czekam na Ciebie; Pragniemy Ciebie. Warto nadmienić, że Franciszek Karpiński, autor „Pieśni nabożnych”, najbardziej znanego dzieła polskiego Oświecenia (1792), ułożył cudowną pieśń adwentową łączącą grupę rorate z grupą Maryjną: jest to utwór Grzechem Adama ludzie uwikłani. Autorwykorzystałtumotyw ciemnej nocy po grzechu pierworodnym, wołanie Spuśćcie, niebiosa Zbawiciela, i motyw nadziei idącej od Zwiastowania.
Czekać na kogoś, czekać na coś to powszechna ludzka rzecz, wszyscy ciągle przez całe życie na coś lub kogoś czekamy. Czekać, według słownika języka polskiego i naszych semantycznych intuicji, znaczy ‘spodziewać się kogoś lub czegoś, przewidywać, że coś nastąpi, że ktoś przyjdzie’. Czekanie na kogoś lub na coś zawsze jest związane z poruszeniami woli, umysłu, a zwłaszcza serca. W czasie Adwentu to czekanie jest specjalne, wielkie, sakralne; czekamy na pamiątkę Bożego Narodzenia, czekamy z radością, gdyż wiemy, że On przyjdzie. Czekamy z utęsknieniem, bo przyjdzie Pan Jezus i doprawdy nie możemy się Go doczekać. Wielkie czekanie i ogromną tęsknotę musimy zamienić na wewnętrzne skupienie, ciszę, modlitwę, drobne wyrzeczenia, dzieła miłosierdzia. Dzisiaj próbuje się nam odebrać święty czas Adwentu. Nie mówię już o tej wielkiej opozycji ciemność – światło, bo ona przestała być istotna dla współczesnego człowieka i nie niesie tylu znaczeń. Mówię o zabiciu ciszy i sakralnego charakteru Adwentu w przestrzeni publicznej. Miejskie dyskoteki grają prawie codziennie. Tańce, hulanki, swawola. Internet, telewizja, setki programów radiowych nieustannie karmią nas rozproszeniem. Ulice naszych miast już od połowy listopada mają świąteczny wystrój, który się znudzi w czasie tych kilku tygodni przed Bożym Narodzeniem. Zupełne szaleństwo panuje w hipermarketach, które są współczesnymi świątyniami konsumpcji. Święta są mierzone miarą zakupów i prezentów. Reklamy krzyczą; jeśli kupisz to i tamto, twoje święta będą udane! Najlepiej zrób mega zakupy! Wtedy będą wypasione święta. Tylko powód naszej świątecznej radości, Pan Jezus i pamiątka Jego narodzin w Betlejem, zostały odsunięte zupełnie na margines, albo w ogóle wyrzucone. Wołamy za papieżem Benedyktem XVI: Kochani wierni, musimy przywrócić prawdziwy sens Adwentu i Bożego Narodzenia!
Zróbmy postanowienie, aby ten Adwent spędzić inaczej aniżeli chcą tego zmienne mody, kulty i fascynacje współczesnego świata. Wróćmy do źródeł – do dawnego, związanego z ojczystą kulturą, według wskazań Kościoła rozumienia Adwentu.
Kazimierz Ożóg